wzruszający film o miłości i ewolucji. Nie o ciupcianiu, a właśnie o miłości. Wbrew tradycji i współplemieńcom, wbrew przeciwnościom dzikiej przyrody. Główny bohater jak różny od swojego kompana granego przez Perlmana, mimo, że tego samego gatunku. Ron Perlman w swej roli - genialny. Taki...człowiek posiadający jeszcze cechy zwierzęcia. Przeplatają się w tym filmie zachowania bohaterów pierwszoplanowych, drugoplanowych i trzecioplanowych oraz przedmioty (urządzenia) takiego rodzaju, że dziś wydaje się nieprawdopodobne ich równoległe istnienie. Jeśli był to zabieg świadomy to mamy tu do czynienia z historią ewolucji i wymiany kulturalnej/cywilizacyjnej w skrócie.
... i zabawny, chyba każdy rechotał razem z bohaterami w scenie ze zrzuceniem kamienia na głowę z drzewa, po ucieczce od "czarnego" plemienia. Ten który oberwał był rozbrajający :D
Generalnie to początkowo wcale się od siebie nie różnili tylko kobietę "posiadł" silniejszy z nich, dopiero później ta miłość/inteligencja rozkwitła.