Przenikliwy obraz ubezwłasnowolnienia kobiet przez tych, co to niby je kochają i się o nie troszczą. Emocjonalna przemoc oparta na patriarchalnym systemie - rodzinnym, społecznym, państwowym. Dawanie sobie nieograniczonego niemalże prawa do decydowania o losie córek i żon w imię własnego "honoru", a tak naprawdę słabości, tchórzostwa, braku ambicji, pomysłu na życie i kompleksów. Jeden z najtrafniejszych obrazów ostatnich lat jak opresyjnym i okrutnym systemem może być rodzina. Jak to trafnie nazwała Guida, jedna z sióstr - rodzina to nie więzy krwi, rodzina jest tam, gdzie jest miłość, zrozumienie i autentyczne wsparcie.
Trafiłaś w samo sedno! Niektórzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że rodzina może być źródłem opresji, ucisku, cierpienia jednostki, burzy to ich wyidealizowany obraz tej jednostki społecznej, kreowany przez prawicowe, konserwatywne środowiska. Stąd właśnie takie komentarze jak ten użytkowniczki justyna_zagozdon...
WSZYSTKO może być i jest "źródłem opresji, ucisku, cierpienia jednostki", ponieważ to nie kto inny, jak inna jednostka / każda jednostka jest tego jedynym źródłem.
Stawianie tego problemu wyłącznie w odniesieniu do "prawicowych, konserwatywnych środowisk" to przysłowiowe wylewanie dziecka z kąpielą. Dzisiejsze rzekome antidotum na tę sytuację, postulujące całkowite rozbicie więzi rodzinnych, głęboką demoralizację i wyzucie z wszelkiej pozytywnej tożsamości to droga do piekła, w jakim ludzkość już tysiące razy się znajdowała.
Przypuszczam, że dokładnie jak bez mała wszystkim innym na tym świecie wydaje Ci się, że nie jesteś źródłem przemocy, niesprawiedliwości i opresji. Że Ty jesteś ten "inny". Obudzisz się pewnego dnia z zakrwawionym nożem w ręce, jak nieskończone miliony przed Tobą i wtedy się przekonasz, ile warty jest ten pozbawiony podstawowej samoświadomości "pacyfizm".
Pacyfizm zawsze jest dobry, ponieważ sprzeciwia się wojnie, która jest największym złem na tym świecie, przynosi cierpienie, ból wielu ludziom i nie przynosi niczego dobrego. Wojna jest tylko idiotyczną rozgrywką polityków zaślepionych pychą i nadmiernymi ambicjami. Zadaniem ludzkości jest robienie wszystko, by wojny unikać za wszelka cenę... Zaś co do wcześniejszego fragmentu wypowiedzi - oczywiście rodziny nie można postrzegać jednowymiarowo - z jednej strony może dawać człowiekowi siłę, wsparcie, budować jego tożsamość, z drugiej strony - może go ograniczać, być źródłem ucisku, opresji, patologicznych zachowań... Ludzie to z natury istoty rozumne, mające prawo do wolności, decydowania o sobie i o własnym losie. Tak więc najlepiej niech każdy zastanowi się, na jakie wartości chce postawić w życiu, co jest w stanie zapewnić mu szczęście. Dla jednych może być to życie rodzinne, dla innych indywidualizm i realizowanie swoich pasji, zainteresowań. Ścieżkę każdego jest właściwa i należy ja szanować...
Zgadzam się z częścią Twojej wypowiedzi dotyczącej rodziny. Niewątpliwie jest ona podstawowym systemem, w którym kształtuje się człowiek i wszelkie dysfunkcje na tym etapie są albo niemożliwe, albo bardzo trudne do odrobienia. Cała zapaść systemu, z którą obecnie mamy do czynienia jest w moim odczuciu pochodną i następstwem kryzysu rodziny. Zgadzam się też, że rodzina nie jest i nie powinna być jedynym miejscem budowania więzi społecznych i znacząca swoboda wyboru powinna być w tym miejscu zachowana.
Z kolei nie podzielam poglądu, że ludzie są istotami rozumnymi. W mojej optyce jesteśmy bandą kretynów, których głupota wręcz zapiera dech w piersiach. Umieramy w ciągłej pogoni za bezwartościowymi mrzonkami, depcząc po drodze wszystko, co ma znaczenie i stanowi odpowiedź na potrzeby ludzkiej natury przynajmniej w takim zakresie, w jakim te potrzeby mogą być relacyjnie spełnione.
Chciałbym się też odnieść do pacyfizmu, natomiast wolałbym, żebyś mi najpierw opisał, co przez to pojęcie rozumiesz, ewentualnie wskazał, że podzielasz np definicję z Wikipedii.
"rodzina to nie więzy krwi, rodzina jest tam, gdzie jest miłość, zrozumienie i autentyczne wsparcie".
Teoretycznie to bardzo pięknie powiedziane, niestety jak wszystko na tym świecie działa wyłącznie na poziomie mglistych ogólników, ponieważ te słowa, których użyłeś, funkcjonują w świadomości społecznej bez skonfrontowania ich (rozmytego) znaczenia z rzeczywistością.
Oczywiście łatwo mnie przekonasz, że się mylę, precyzyjnie definiując którekolwiek z użytych przez Ciebie pojęć.
Nię będę precyzyjnie definiować pojęć, tylko odwołam się do swoich doświadczeń. Z różnych powodów mam dość luźne kontakty ze swoją biologiczną rodziną, widujemy się może raz w roku. Ale oprócz rodziny, którą sama założyłam, mam najbliższą memu sercu siostrę, z którą żadne więzy krwi mnie nie łączą.
Rozumiem co napisałaś i daleki jestem od kwestionowania tych - na szczęście wciąż między ludźmi pojawiających się - więzi. Poza tym "nię będziesz precyzyjnie definiować pojęć" bo właśnie z tej próby jasno by wyszło, że ani się definicji nie da sformułować, ani że ta niemożność nie jest tutaj głównym problemem.
Jedyne, czemu się z całą mocą sprzeciwiam, to że "Emocjonalna przemoc (jest) oparta na patriarchalnym systemie - rodzinnym, społecznym, państwowym". Nie ma po prostu większej różnicy, jaki to będzie system. Jedyna i w gruncie rzeczy kosmetyczna jest taka, że np system patriarchalny sprzyja przejawianiu się określonych przejawów przemocy, a niweluje inne.
Z kolei system matriarchalny rozkładał by akcenty inaczej, w równym jednak stopniu pozostawiając ogólny poziom przemocy na tym samym poziomie, ponieważ poziom przemocy mężczyzn i kobiet jest identyczny (!), choć w oczywisty sposób różnią się tej przemocy przejawy, choć ich destrukcyjność jest identyczna.
Nie ma więc żadnego problemu "systemowego", a jest jedynie problem człowieka, który z natury jest istotą przemocową i jest to problem nierozwiązywalny.
Warto też przy okazji wspomnieć, że w Polsce (i nie tylko) tak samo panuje obecnie patriarchat jak i demokracja. Tylko na niby.
Zapomniałem jeszcze o jednym :
"Niszcząca siła konserwatywnych mężczyzn" ? Czyżby ?
Chyba nie za bardzo rozumiesz istotę pojęć, których używasz, posługując się jedynie propagandowymi kalkami, wtłaczanymi zdezorientowanym kobietom siłą do mózgu przez lewacką narrację, w której kochający mężczyzna, opiekun i obrońca rodziny, hołdujący podstawowym zasadom etyki chrześcijańskiej - czyli konserwatysta - jest odmalowywany jako przemocowy bandyta. (nie wypowiadam się tutaj odnośnie filmu, tylko co do zasady).
Podstawowymi grupami, które - bardzo mi przykro - kopią sobie obecnie grób, są mniejszości seksualne i kobiety właśnie. Jesteście używani jako lewacki taran, a los tarana jest biorąc historycznie zawsze jeden i ten sam. Natura ludzka i jej prawidła są niezmienne i bardzo niedługo właśnie te dwie grupy przekonają się o tym w pierwszej kolejności. To nie jest z mojej strony bynajmniej groźba, tylko tragiczna konstatacja tego, co jest niestety nieuchronne.
Jak widzę różnimy się poglądami. Do niczego nie mam zamiaru Cię przekonywać. Szanując Twoje odmienne zdanie, mam tylko prośbę o nie używanie wobec mnie tak protekcjonalnego tonu w wypowiedziach. Pozdrawiam.
Nie było moją intencją zostać w ten sposób odebrany.
To co chciałem osiągnąć, to skłonić Cię do wyrażenia wprost Twoich poglądów wychodzących poza hasła, które wydają się zawierać jakąś treść, ale same w sobie nic po prostu nie znaczą.
Tak właśnie rozumiem istotę dyskusji, która prowadzi do wzajemnego zrozumienia się, co wcale przecież nie musi oznaczać, że do zgadzania się. Fakt jest jednak faktem, że trafienie na kogoś, kto potrafi uzasadnić swoje poglądy wspierając je jakimiś przykładami, jest niezwykle trudno. Dlatego wszyscy jesteśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy. Nie jest to bynajmniej uwaga protekcjonalna, a stwierdzenie prostego faktu. Pozdrawiam :-)
Ta "niszcząca siła konserwatywnych mężczyzn" brzmi nieco zbyt dramatycznie w odniesieniu do tego filmu. Takie jest moje zdanie. Historie o wyklęciu dzieci przez rodziców zdarzają sie w kinie dość często, szczególnie w tak przywiązanych do tradycji społeczeństwach jak brazylijskie. Tylko czy przypadkiem Guida właśnie nie wybrała sobie takiej drogi życiowej, jaką wybrać chciała? Czy nie zachłysnęła się swoją niezależnością i nowoczesnością, wikłając się w romans z greckim przystojniakiem, po czym wróciła do domu z brzuchem kwitując to tylko zdawkowym: "Z Jorgosem nie wyszło"? Jak widać, biblijna historia o synu marnotrawnym nie zawsze jest aktualna.
Jeżeli już poruszamy temat biednych, uciemiężonych kobiet w tym filmie, to mi w pamięci został też motyw Filomeny, która w zamian za usługę dostała od swojego ostatniego klienta dom ("Biedaczek, niewiele mógl zrobić, ale udawałam...."). Tą samą "walutą" posłużyła się zresztą Guida przy zakupie morfiny. Żeby rynek funkcjonował, a przecież w ujęciu materialistycznym, któremu dzisiaj hołdujemy, człowiek jest tylko TOWAREM, podaż musi równoważyć popyt. Zatem nie róbmy z mężczyzn tych żądnych krwi bestii, które są tylko złe, a z kobiet ofiar, które nie wiedzą co czynią albo nie mają innego wyjścia. Otóż zawsze doskonale wiedzą i zawsze mają inne wyjście. Samotna antylopa nigdy nie pcha się w stado lwów
Sam film dość interesujący, choć jak na mój gust zbyt sentymentalny. To zdecydowanie nie moje kino.
Oczywiście, że sama dokonała wyboru, złego wyboru. Dzieci mniejsze, większe i te niby dorosłe popełniają różne błędy, ale to nie znaczy że wymazujemy je ze swojego życia bo zhańbiły honor ojca, czy też rodziny. Ojciec nie wyrzekł się jej, bo tak czuł. Zrobił to bo tradycja i narzucone normy były silniejsze. I to jest dla mnie nie do przyjęcia.
Ojciec sie wyrzekł bo obca mu była moralność katolicka ktora nakazuje bezwarunkową miłość ojca do dziecka i wymaga tego samego od dziecka (czwarte przykazanie).
Przesladz fabule i zobacz ile dramatów i złych decyzji w tym filmie by się udało uniknąć, gdyby bohaterowie zastosowali się moralności katolickiej.
Nigdzie w moralności katolickiej nie ma słowa o bezwarunkowej miłości do dziecka. Jest oczywiście szkodliwe "czcij ojca swego i matkę swoją" - czcij nie ma nic wspólnego z miłością. Mówi o poddaństwie i bezwarunkowym posłuszeństwie. Tak więc tatuś bardzo zastosował się do moralności katolickiej, z której wynikło tyle tragedii.