reżyser, nic mu nie ujmując, nie ma bladego pojęcia jak robi się filmy pełnometrażowe. Chciał zrobić coś ciekawego poprzez wskazanie różnych wariantów smierci Reevesa, lecz tak naprawdę spartaczył sprawę, bo przes ten zabiega całkowicie rozbroił napięcie nomen omen thrillera. szkoda, bo temat na film był przedni...
Zupełnie się nie zgadzam! Właśnie tak miała być poprowadzona narracja tego filmu i tak właśnie miało być rozłożone napięcie! Nie było budowane do jakiejś spektakularnej, czy szokującej kulminacji, ale właśnie motyw powtórzenia tej samej sekwencji trzykrotnie w różnych wariantach, ostatecznie zmusza widza do refleksji i wyrobienia sobie własnej opinii. Widz ma jakoby "dostęp do materiału dowodowego" na równi z detektywem Simo, a werdykt nie pada (jako że oficjalny budzi wątpliwości). I będę bronił tego reżysera, bo uważam, że doskonale pradził sobie tematem i tym osobliwym "ujęciem". Kwestia oczekiwań - dla mnie był to właśnie plus, że sprawy potoczyły się inaczej, niż się intuicyjnie spodziewałem, znając "x" takich filmów.
zgadzam się, że napięcia tutaj nie było, po prostu opowiedziana historia. jak już ktoś w innym temacie napisał: trudno ten film zapamiętać, już zaraz po obejrzeniu po prostu go nie pamiętam. ostatnio oglądałem film "double indemnity" z 1944r. tam to jest napięcie. uważam, że obecnie nie da się nawet zbliżyć do oczekiwania na kulminacyjny moment akcji, jakie towarzyszy widzowi w klasycznym film noir. trochę zbliżył się do ideału L.A. Confidential curtisa hansona. ale hollywoodland czegoś brakuje - nie jest to zły film, ale nie pozostaje w pamięci jak choćby wspomniane obrazy.
pozdrawiam