Może i rzeczywiście nie bvył to rok pełen legendarnych tytułów, ale "Kotka.." , czy "Vertigo" to jednak inna półka. Gigi jest filmem średniawym - jak na musical bardzo takie sobie piosenki i brak tańca, jak na melodramat - nudny i nieprzekonujący( z reszta jak aktorstwo głównej postaci). Potencjał był - może trzeba było bardziej uwypuklić postacie drugoplanowe jej babke i jego wuja- ale został mocno zmarnowany. 5/10 to maks tego co moge dac filmowi.
Hmmm... W musicalu nie musi byc tańca. W "Dźwiękach muzyki" też jest go bardzo niewiele. Co do "Kotki..." to zgadzam się, że ona powina Oskara za film roku dostać.
Tutaj niestety trudno się nie zgodzić. Po 9 oscarowym musicalu spodziewałem się o wiele więcej. Przesłodzona ta historia i właściwie nie wiadomo dla kogo- za grzeczna i za naiwna dla dorosłych, zbyt pogmatwana i poważna tematyka by mogła trafić do młodszych. Kilka niezłych piosenek i niezły pomysł nie wystarczy by film nazwać inaczej niż "średniak".
Ten musical to cytując Gastona - "nuda". Trochę zabawny, ale nijaki, bardzo średni.
Ja nie oceniał bym jednak tak ostro tego filmu To raczej obraz "ku pokrzepieniu", rozrywce i poprawieniu sobie nastroju Bo taką rolę mają wesołe i optymistyczne bajki, którą to niewątpliwie ten film jest Ale faktycznie ten "deszcz" Oskarów niezrozumiały
Film niestety nie zachwyca, zapierająca dech ilość oskarów rodzi pytanie co widziała w nim akademia czego nie dostrzegli widzowie? Akurat w tym roku był film dużo lepiej zrobiony o lepszej grze aktorów, który zdobył szersze uznanie publiczności. Rio Brawo szkoda że nie dostał ani jednego.
Jak to "czego nie dostrzegli widzowie"? Przecież film był sukcesem finansowym! Zaś "Rio Bravo" to film o rok późniejszy.
ja w tym filmie głównie widzę wymieszanie 'dobrodziejstwa' ówczesnej kultury wraz z zachwytem nad 'techniką' kolorowego rejestrowania obrazu razem z dźwiękiem. zachwyt nad arystokracją jednak nie trwał w kinie długo. żeby zrozumieć wybór akademii do oscara trzeba by było przenieść się w realia ameryki u progu lat 60-tych co jest już zadaniem bardziej dla profesjonalnych filmoznawców. film nie wywołuje już dzisiaj takiego wrażenia jak to robił kiedyś i pewnie szybko o nim zapomnę ale od siebie daję i tak 7 za rozmach oraz wykonanie powiedzmy..
zależy który bo 3 część to dno ,najlepsze są Two Towers. ale większej pomyłki niż Aviator i Shakespire in Love to nie mogę sobie wyobrazić. Za co Palthrow dostała statuetkę zresztą Forrest Glemp tak samo Hanks najlepszym aktorem chyba wród demokratów.
"Kotka..." to film najwyżej średni, zresztą nawet Williams go nie lubił. Wystarczy obejrzeć "Tramwaj zwany pożądaniem". To jest dopiero inna półka.
Jak kto uważa, wg mnie "Kotka.." to mistrzostwo, a "Tramwaj.." o którym tyle się nasłuchałam ochów achów, osobiście trochę mnie rozczarował choć i tak bardzo dobry.
A Williams nie lubił "Kotki.." bo jako gej zapewne poczuł się urażony że cenzura wywaliła wątek homoseksualny;P
To musiało zaboleć, nie przeczę.
Podobnie wywalono wątek homoseksualny z "Tramwaju...", a Williams uważał później, że tylko Elia Kazan może kręcić adaptacje jego sztuk.
Zgadzam się mniej więcej choć kolega jest wyrozumiały..
"Gigi" to rasowy gniot, męczący niemożliwie, gdybym nie podtrzymywała powiek rękoma - zasnęłabym. I aż rzyg bierze że coś takiego tak obsypali... Ale to u akademii norma, nie ma się co dziwić. Do dziś kontynuują tradycję żałosnych wyborów..
W pewnym sensie się zgodzę. Najbardziej żałosny wybór to 6 Oscarów, 7 Złotych Globów i lawina innych nagród oraz nominacji dla "Lalalandu". Aż dziw bierze, że ten co najwyżej niezły film (bo wizualnie całkiem spoko) o średniej fabule, bezpłciowej grze aktorskiej, nijakich piosenkach, nie wspominając już o bardzo przeciętnej sferze tanecznej przypadł do gustu takiej rzeszy ludzi.
Mnie akurat "Gigi" się podobał. Znacznie bardziej niż np."My Fair Lady", który - o dziwo - otrzymał podobną liczbę statuetek, przy czym "Gigi" jest znacznie mniej znanym u nas musicalem. Niestety nie mogłam zdzierżyć zachowania tych staruchów w MFL, którzy zrobili sobie z biednej dziewki pole do popisów, a ona jak ta niewolnica jeszcze na koniec wraca do swojego pana i władcy, jakby miała syndrom sztokholmski. Strasznie mnie to denerwowało przez cały film. Było wręcz żenujące. Cała oprawa, kostiumy, scenografia, wszystko, co się działo poza tym jakoś zeszło dla mnie na dalszy plan. A "Gigi"...ot, opowieść o trzpiotce, podlotku, dziewczynie, która wnet staje się młodą kobietką, z dzikuski przeistacza się w pannę. Jeszcze ma czas na zabawy z koleżankami, ale za progiem już dorosłość. No i co w tym męczącego? Raczej urocze to było. Wszystko tutaj miało swoje miejsce.
Żeby móc porównać, musiałabym obejrzeć Lalaland czy My Fair Lady...i chyba właśnie; być może niechcący, zachęciłaś mnie do seansu. ;)