Mój ulubiony, choć dla całego filmu i fabuły raczej mało znaczący, to ten kiedy Beatles'i przyjeżdżają do studia :) Ten dysonans pomiędzy amerykańską a brytyjską kulturą aż bije po oczach. Muzycznie chyba najmocniej złapało mnie z serce nagranie Howlin' Wolfa w studio.