i brutalności. Mimo, że (może?) poza jedną sceną w jaskini nie ma za wiele "dosłowności". Pełnokrwista opowieść w starym stylu z dobrymi dialogami, postaciami, akcją. I z dreszczem. I gdzieś w tyle głowy - zwłaszcza na koniec - tłucze się "13ty wojownik". Leciutko zahacza :).
Również miałem lekkie skojarzenie z "13 wojownikiem", szczególnie na początku, gdy zaszlachtowali tego czarnego sługę w stajni.Od siebie dodam jeszcze skojarzenie z "Wzgórza mają Oczy".Z "Drapieżcami" raczej średnio, bo to zupełnie inna stylistyka i otoczenie.Tam mieliśmy zimne pustkowia, a kanibalizm miał inne podłoże.Ogółem film dobry.Byłby bardzo dobry, gdyby był bardziej dynamiczny i nieco krótszy.
Rzeczywiście. Zastanawiałem się, co mi przypomina. Faktycznie, "13-sty..." - cóż, zbyt dawno oglądałem, bym sam do tego doszedł :D
Film fajny. Sam się zastanawiałem, czy dać 8. Nieco dłużyzny i niski budżet (swoją drogą, przy takich aktorach?) jednak przeważyły. Wszystko inne mi się podobało - dobór aktorów, jak i ich gra - PERFEKCYJNA. Związałem się z nimi podczas oglądania, a to sobie cenię w filmach. A propos klimatu - dobrze oddany ten końca czasów westernu, nie wiem, w którym roku się dzieje, ale po nagrobku wiadomo, że po roku 1891, czyli tak ze 20 lat po "klasycznych" westernach. No i Indianin profesor też zrobił swoje :D
oczywiście film nie dla każdego. dzieciaki, zniewieściali, delikatniejsze z kobiet, oraz ludzie prości raczej tu nie mają czego szukać (no, ci ostatni zajarają się jedną sceną i to w zasadzie wszystko co z filmu wyniosą).
:D ach ci twardziele , tacy czujni ostrzegają :D, ale drążąc jeszcze niesamowity klimat, to na bazie różnych skojarzeń, które się przewinęły, to zupełnie niezobowiązująco krzyczy na mnie tyt. PRZEŁOMY MISSOURI - Arthura Penna, oczywiście słynne rżnięcie grdyki Marlona o świcie miało znaczenie, ale ogólnie antywesternowa formuła i narracja jest bardzo zbliżona .