Will Ferrell to prawdziwy miłośnik sportu. Komik był już trenerem piłki nożnej ("Tygrysy murawy"), łyżwiarzem figurowym ("Ostrza chwały") i koszykarzem ("Semi-Pro: Drużyna marzeń?"). W 2006 roku
Will Ferrell to prawdziwy miłośnik sportu. Komik był już trenerem piłki nożnej ("Tygrysy murawy"), łyżwiarzem figurowym ("Ostrza chwały") i koszykarzem ("Semi-Pro: Drużyna marzeń?"). W 2006 roku uzupełnił swoje sportowe CV o kolejny zawód - kierowcy rajdowego.
Amerykański sen Ricky'ego Bobby'ego (Ferrell) trwa w najlepsze. Na torze wyścigów NASCAR nie ma sobie równych. Jest zamożny, ma piękną żonę, a autografy składa na biustach fanek i głowach niemowląt. Czar pryska, kiedy spotyka francuskiego mistrza kierownicy, Jeana Girarada (Sacha Baron Cohen).
Fabuła filmu Adama McKaya przebiega według sprawdzonego schematu: marzenie-życiowa szansa-droga na szczyt-wypadek-rehabilitacja-powrót. Twórcy starają się sparodiować każdy etap tego wzorca. Wychodzi im to całkiem znośnie. Żarty, choć nie najwyższych lotów, autentycznie śmieszą i bawią. Bodaj najlepiej wypadły sceny z odwiedzin przyjaciół głównego bohatera w szpitalu oraz ta z Rickym jako dostawcą pizzy. Komedii brakuje za to dowcipnych onelinerów, ponadczasowych haseł, jak pamiętne "That escalated quickly" z poprzedniego projektu duetu Ferrell-McKay - "Legenda telewizji". Trochę mało też w obrazie o rywalizacji kierowców rajdowych... wyścigów samochodowych. Większość czasu ekranowego zajmują wątki rozgrywające się poza torem, spośród których najbardziej udany jest ten dotyczący relacji Bobby'ego z ojcem.
Najpoważniejszym zarzutem pod adresem filmu jest jednak zmarnowanie gwiazdorskiej obsady. Wszak na planie, prócz Ferrella, pojawili się również Sacha Baron Cohen, John C. Reilly i ś.p. Michael Clarke Duncan. Zwłaszcza trzy pierwsze nazwiska powinny być gwarancją niezłego ubawu. Niestety tak nie jest. Will gra po raz kolejny w sposób znany z poprzednich obrazów. Cohen, który tym razem robi za Francuza, ogranicza się jedynie do biernego wypowiadania kwestii z fałszywym akcentem. Paradoksalnie, najlepiej ze swojego zadania wychodzi Reilly w roli zakompleksionego przyjaciela Ricky'ego.
"Demon prędkości" to typowa komedia z Willem Ferrellem. Czytaj: lekka, łatwa i do zapomnienia. Oglądać tylko dla zabicia czasu.